sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 23

Rozdział 23:Marry or...


-Jeszcze chwilę.-powiedziałam przekręcając się na drugi bok.
-Wstawaj, dziś jest twój ważny dzień. Bierzesz ślub!-usłyszałam ten sam głos. Leniwie otworzyłam oczy i zobaczyłam...Mamę? Tak to mama! Trzymała suknię ślubną i białe pantofelki.
-To dziś...-powiedziałam sama do siebie i westchnęłam ciężko.
-Ubieraj się. Szybko!-uśmiechnęła się i wyszła.Wzięłam do rąk moją suknie i przyłożyłam do piersi.
-Dziś ten dzień...-uśmiechnęłam się i zaczęłam ubierać się. Gdy ubrałam się do pokoju wszedł tata. 
-Gotowa?-zapytał.
-Tak, możemy iść-uśmiechnęłam się i złapałam dłoń ojca. Szliśmy przez drogę usłaną płatkami białych róż. Harry już tam stał. Gdy byłam blisko ołtarza płatki zaczęły rozsypywać się na boki a jakaś siła odsuwała nas od siebie. Ludzie gdzieś zniknęli.
-Nie!!!-krzyknęłam i nagle wszystko prysnęło. Byłam w szpitalu a obok mnie kilku lekarzy, maszyny wydawały z siebie pikania. Podszedł jakiś mężczyzna z szczykawką. Próbowałam się wyrwać lecz za późno. Lekarz wbił w moje ramie szczykawkę z dziwną substancją a moje ciało rozluźniło się.
-Już z nią dobrze.-powiedział do kogoś i wyszedł. Sama. Sama w swoich myślach. Czemu zabiłam to dziecko? Czemu  to zrobiłam? Nie  ma go. Już nie będzie go. Nosiłam go pod sercem. W sobie. Po co to zrobiłam? Jestem głupia! 
-Hej skarbie.-zobaczyłam w drzwiach Hazze z torbą owoców.
-Cześć.-powiedziałam wycierając łzę.
-Hej, czemu płaczesz?-zapytał  siadając na krześle szpitalnym.
-Jestem głupia że usunęłam to dziecko. Czuję się jak morderca.-powiedziałam szlochając.
-Skarbie, niestety nie cofniemy czasu.-wytarł łzy.
-Zjedz coś bo wyglądasz jak duch. A El była.
-Co chciała?
-Nie wiem. Poczekaj skarbie.-odpowiedział i odebrał telefon.
-Nie, nie mogę... Jestem w szpitalu. No dobra.
-Coś się stało?-zapytałam gdy zakończył rozmowę.
-Muszę wracać do firmy. Eh Zayn zawsze musi coś zjebać. Jak wrócę to przywiozę ci tą kartę.  Pa skarbie.-powiedział i pocałował mnie w policzek.
-Paaa.-gdy wyszedł do drzwi zapukał ktoś.
-Proszę.-zawołałam a drzwi się otworzyły.
-Hej kochana.-powiedziała Dan przytulając mnie.
-Hej Hon. Jak się czujesz?-uśmiechnął się Liam
-Hejka. Jak na razie ok. Jeszcze kilka dni i jestem w domu.-powiedziałam.
-Harry już pojechał do firmy?-zapytał zdenerwowany. 
-Tak, coś z Zayn zrobił. Wyszedł cały wkurzony.
-Nie dziwię się.-wzruszył ramionami i usiadł obok Dan.
-Ej, czy ja coś nie wiem?
-Ale co?
-No... Czy jesteście znów razem?
-No...tak.-zaśmialiśmy się wszyscy.
-Jesteście dla siebie stworzeni.-zaśmiałam się.
-Oj weź. Powiedz jak u ciebie?-zaśmiał się Liam. 
-Dobrze. Czuję jeszcze połamana ale jest ok.
-Może zrobimy jakieś przyjęcie jak wrócisz? Bez alkoholu. O ognisko możemy zrobimy?
-Jasne. Dobry pomysł! Może na działce pod Londynem. Jest moja. Dostałam ją w spadku od dziadka.-uśmiechnęłam się.
Gadałam z nimi gdy nagle zadzwonił  mój  telefon. Numer prywatny. Może to Harry z firmy.
-Zostaw Harry'ego. Przez ciebie ma problemy. Ma C...-rozłączyłam  się. Co ma znaczyć? Kto to jest? Co to za kobieta?
Cały dzień przegadałam z Dan i Liamem a potem Hazz przyszedł i mieliśmy miły wieczór. Nie chciałam go martwić. Ostatnio muszę odpocząć.
-Harry, zostaniesz ze mną na noc? Nie chce być sama. Smutno mi.-mówię głaszcząc jego dłoń. Tak na serio to boję się że coś może mi się stać. Jestem przy nim bezpieczna.
-Jasne słoneczko. Coś się dzieje?-zapytał zaniepokojony.
-Nie nic. Tylko czuję się samotna. -uśmiechnęłam się ciepło.
-Brakuje mi twojego ciała obok mnie w nocy.-mówi siadając na moim łóżku.
-Masz tu broń?-zapytałam z ni owego niż tego.
-Ekhm... Mam. Coś się dzieje?-zapytał patrząc wyczekująco na moją odpowiedź.
-Nie wiem. Jakoś tak się pytam bo raz widziałam jak miałeś i tak jakoś zapytałam. Nie martw się.-zaśmiałam się nerwowo i pocałowałam go w policzek. 
-Na pewno?-zapytał głaszcząc moje dłonie.
-Na pewno.-zaśmiałam się i wtuliłam się w jego szyję.
-Chcę mieć cię już w domu.
-Ja też chcę być w domu. Dan z Liamem chcą zrobić c jakieś przyjęcie. Zaproponowałam aby zrobić je na działce mojego dziadka. Mówiłam ci o niej pamiętasz? Może udamy tam się na kilka dni. Spokój, cisza....
-Jasne! Czemu nie? Albo udamy się do...
-Argentyny!!!-krzyknęłam.
-Czemu akurat tam?-zaśmiał się.
-Bo niedawno zamieszkała tam moja mama i jest tam ciepło,ładnie a także spotkam się z kuzynką.-powiedziałam bawiąc się  jego palcami.
-No jest tego trochę. A myślałem że powiesz ''bo jest tam ładnie,, choć powiedziałaś to.-zaśmiał się a ja lekko szturchnęłam go w ramię.
-Mówisz jak bym była przewidywalna a tak nie jest.-zaśmiałam się.
-No cóż to prawda.
-To Argentyna?
-Argentyna. Jutro cały dzień siedzę z tobą.-uśmiechnął się słodko i pocałował w skroń. Jest taki uroczy.
-Podasz mi telefon?-zapytałam gdy usłyszałam jego wibracje na stoliku.
-Honi? Co to ma być?-zapytał pokazując 
SMS. O nie!

''Drugie ostrzeżenie kochaniutka. Widzę cię. Zostaw go lub poniesiesz konsekwencje. L. xxx

-Harry ja...
-Czemu mi nie powiedziałaś że dostajesz takie wiadomości?
-Boję się że coś mi zrobi ta osoba.-poczułam na moim policzku ciepłą ciecz. Łzy...
-Nie bój się. Jestem tu. Jutro wychodzisz. Zaopiekuję się tobą.-pocałował mnie w włosy.
-Śpij tu.
-Dobrze. Śpij aniołku.

***
-Kochanie wstawaj.
-Zaraz.-mruknęłam.
-Wstawaj. Śniadanie musisz zjeść i iść na badania kontrolne.
Kasia Gorol - Casual in Shenzhen-No już.-leniwie przetarłam powieki i usiadłam. Kanapki. Nie takie dobre jak Harry'ego.
-Panno Honses proszona na badania.-powiedziała niska kobieta o kruczoczarnych włosach.
-Dobrze.-pocałowałam Harry'ego w policzek i wyszłam z kobietą.
-Pani brat?-zapytała.
-Nie, chłopak. A co?
-Jeszcze nigdy nie widziałam aby w tym szpitalu był taki chłopak który by siedział przy dziewczynie.-uśmiechnęła się kobieta.
-Strasznie jest troskliwy.
-Bardzo na pani zależy mu. O to tu.-otworzyła drzwi i przywitała nas jakaś lekarka.
Po badaniach wróciłam na salę. Harry stał przed oknem i rozmawiał z kimś.
-Nie, nie mogę... A jutro... Nie dziś.... O kurwa!.... Czemu teraz mi o tym mówicie?...Ok.
-Harry?
-Honi skarbie muszę jechać do firmy. Po ciebie przyjedzie Louisa. Kiedyś ci o niej mówiłem. Zadzwoń jak cię wypiszą. Cholera. Pa-pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł. Znów sama... Usłyszałam znajomy dźwięk. SMS.
„Cóż... Nie posłuchałaś mnie więc czas na karę... L xxx''

O nie... Złapałam się  za głowę. Wyjęłam kartę SIM i złamałam na pół. Wyrzuciłam do kosza i położyłam się do łóżka czując się zmęczona.

***LOUISA'S POV***

Siedziałam razem z Lux oglądając bajkę gdy usłyszałam dźwięk telefonu. 
-Poczekaj skarbie-mruknęłam i weszłam do kuchni po telefon.
-Halo?
-Lou? Mam prośbę odbierzesz Claudie ze szpitala? Lea powróciła i grozi Claudii.
-Co się stało?
-Później ci powiem.
-Przecież Lea jest chora umysłowo. Nie mogli jej wypuścić.
-A jednak....

                            ~~°~~
JEST NOWY ROZDZIAŁ! JAK WAM SIĘ PODOBA?

JAK MYŚLICIE? KTO TO JEST LEA?
PRZEPRASZAM ŻE NIE BYŁO DŁUGO ROZDZIAŁU GDYŻ NIE MIAŁAM WENY A TAKŻE CZASU. SZKOŁO TY MOJA KOCHANA! ;(

OSTATNIO JEST TAK MAŁO KOMENTARZY. CZEMU??? TROCHĘ MI SMUTNO BO WCZEŚNIEJ BYŁO ICH TROCHĘ A TERAZ MOŻE TYLKO 5. ;(
NWM CZY NIE USUNĄĆ GO...

                                ***
           Jeśli przeczytałaś to pozostaw po sobie pamiątkę/ślad ;)

1 komentarz:

  1. Nie usuwaj. Czasami tak jest ja nie ma długo rozdziału wiec sie zareklamuj. Czekam na nn ♡

    OdpowiedzUsuń